div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Co? W jakiej chatce? O czym plecie ta dziewka?
Nie ważne. Była najwyraźniej niezbyt zdrowa na umyśle, dlatego stwierdziłem, że nie ma co z nią dyskutować.
- Idź w cholerę! - warknąłem. - Idź, jeśli ci życie miłe. Masz szczęście, daruję ci życie. Biegnij!
Następnie przestałem na nią zwracać uwagi. Pochyliłem się nad ciałem martwego mężczyzny i począłem przeszukiwać jego kieszenie. Niestety, nie znalazłem nic cennego.
- Jeszcze tu jesteś? - Spojrzałem na dziewkę. - SPIEPRZAJ.
Offline
Podniosła się z ledwością, czuła, że całe ciało ją boli. Gdy udało jej się wyprostować, postawiła niepewny krok w stronę Nerdii. Nagle zacisnęła pięść, obróciła się na pięcie, spojrzała na znajomą sylwetkę.
- Dessa! - powiedziała twardo, a w jej oczach ponownie zabłysnęły czarne płomienie. Kula energetyczna, nieco niestabilna, jednakże ciągle zachowująca swoje niszczycielskie właściwości, ruszyła właśnie w stronę mężczyzny, a za nią kolejnych pięć. Lecz każda kolejna była coraz słabsza. Energia wygasała wraz z jej koncentracją. Po wyrzuceniu ostatniej pobiegła przed siebie, nie sprawdzając nawet, czy trafiła. Było jej to obojętne... Zniknęła.
Offline
Zniknęłaś.
I otworzyłaś oczy.
Leżałaś w swoim namiocie, który przydzielił ci Bornan, podczas gdy on zajął drugi, razem z woźnicą. Przez ściany namiotu wpadało trochę wstającego słońca, świtało.
Podniosłaś się i spojrzałaś na swoje ciało. Byłaś w swym ubraniu, w tym samym, w którym położyłaś się spać poprzedniego wieczoru. Miałaś dziwny sen. Sen, który opowiadał o tym, że zostałaś zgwałcona, a następnie poniżona przez mężczyznę, którego [chyba*] kochałaś. Wygramoliłaś się z namiotu.
Świeże powietrze. Ech, jak dobrze było odetchnąć świeżym powietrzem. Przeciągnęłaś się i rozejrzałaś. Z namiotu Bornana dochodziło chrapanie.
Ptaki śpiewały, świat budził się ze snu. Na twej twarzy zagościł uśmiech.
* dopisek prowadzącego
Offline
Uderzyła się w policzek. Mocno. Drugi raz mocniej. Trzeci jeszcze mocniej.
- Tsss... - syknęła z bólu i przetarła się po policzku. Tym razem naprawdę zabolało.
- Nie waż się mnie więcej uderzyć! - powiedziała sama do siebie, po czym uderzyła się w drugi policzek. - A masz! - po tym uderzeniu potrząsnęła głową i zaśmiała się na głos.
- Jaka ja jestem głupia! Masz rację, jesteś głupia! - dodała i wyszła z namiotu. Podbiegła uśmiechnięta do namiotu Bornana. Weszła do niego i szarpnęła delikatnie mężczyzną.
- Bornan! Dziękuję Ci za wszystko, ale ja wracam, nie jadę. - powiedziała i pocałowała go w policzek, po czym wybiegła z namiotu tak samo szybko, jak wbiegła. Podążała niczym rącza łania!
Offline
Wątek zakończony.
Offline
Jeszcze wczorajszego ranka biegła tym traktem do chatki, a przedwczoraj jechała w tą samą stronę, co dzisiaj. Teraz nawet nie żałowała, że opuściła Nerdię. Wiedziała, że ludziom nie można ufać. Jaki diabeł ją skusił, by jednak spróbować? Co jej strzeliło do jej ślicznej główki?
W dodatku ręka. Złamana. Dobrze, że lewa, zawsze jednak utrudnienie. Jadąc powoli stępem, skupiła w sobie przepływ energii i przepchała ją do złamanej ręki. Wytrzymała w tym stanie prawie minutę, po czym westchnęła ciężko. Gdy zabieg ten będzie powtarzać kilka razy dziennie, czas zrastania kości skróci się nawet o połowę. Jeśli nie będzie szaleć z tempem jazdy, to zanim dojedzie do Velmerii, ręka powinna być już prawie wyleczona.
Postać na trakcie zniknęła wśród pni drzew. Słychać tylko było oddalające się stukanie końskich kopyt.
Offline
Z przeciwnej strony nadjechało dziesięciu jeźdźców. Byli to lekkozbrojni armii Króla, poznałaś bo narodowych barwach na zbroi i powiewających na wietrze pelerynach. Wydało ci się, że na twój widok jeden z nich uśmiechnął się szyderczo - jednak byli wówczas jeszcze dosyć daleko, więc wzrok mógł cię omylić.
- Stać, w imię Króla! - zawołał jeden z nich, jadący na czele, gdy byli już w odległości pięćdziesięciu metrów od ciebie. Był to żołnierz o sumiastych wąsach i małych, świńskich oczkach. Posłusznie zatrzymałaś się więc, a jeźdźcy otoczyli cię.
- Gdzie się wybieramy i co wieziemy? - zapytał ostro wąsaty, dziesiętnik.
Offline
Chciała przekląć, jednak powstrzymała się w ostatniej chwili. Miała nadzieję na spokojną podróż, ale cóż. Miała pecha. Dlatego pozostało jej tylko uśmiechnąć się przyjaźnie i odpowiadać posłusznie na pytania.
- Jadę do Velmerii. - powiedziała bez przesadnego uniżenia, ale także bez cienia antypatii. - Wiozę ze sobą tylko parę bandaży i buteleczkę alkoholu. Jak widzicie, nie poszczęściło mi się... - dodała, patrząc na złamaną rękę.
- Jak wiele drogi zostało mi jeszcze do najbliższej wioski czy miasta? Muszę uzupełnić zapasy żywności...
Offline
- Buteleczkę alkoholu? - zainteresował się dziesiętnik, lecz jego wzrok nie był skierowany na twojej twarzy, tylko nieco niżej. Rozejrzałaś się po reszcie żołnierzy. Większość bezczelnie gapiła się na twoje piersi. - A... Jakim prawem przemyca obywatelka alkohol za granicę? Co jeśli... Jeśli upije się obywatelka i spadnie z konia? Co wtedy? Niestety - dodał wąsacz, choć jego mina świadczyła o tym, że stety, stety - musimy zarekwirować buteleczkę. Właściwie, to nie wiem, po co jeszcze tracę czas na rozmowę z tobą, dziewką. Chłopaki, teraz!
Usłyszałaś świst dziesięciu mieczy wyciąganych z pochw. Koń zarżał niespokojnie, gdy lekkozbrojni jeźdźcy Króla ruszyli na ciebie w zamiarze poćwiartowania cię. Musiałaś działać błyskawicznie.
Offline
- Daram! - krzyknęła po ułamku sekundy zaskoczenia. Nieprzenikniona czysta ciemność zapadła niemalże natychmiast na całe towarzystwo. Wiedziała, że mogła wystraszyć konia, starała się jednak twardą ręką wyprowadzić go z całego rozgardiaszu. Jeśli tylko uda jej się wyjść z kupy wojskowego szlamu, miała zamiar wyciągnąć podręczny sztylet schowany w bucie i rzucić nim w najbliższego mężczyznę, zaraz po tym wysyłając sporą ilość stosunkowo małych kul energetycznych, celując prosto w twarze żołnierzy. Sprzyjała jej ciemność. Nie ta, która oznacza brak światła, lecz ta, w której nawet cienia nie ma, ni błysku żadnego.
Offline
Zapadła ciemność, zalewając obszar wokół was, usłyszałaś krzyki przestraszonych i zaskoczonych żołnierzy, rżenie koni, także twojego. Wtedy ktoś coś krzyknął i nagle, ku twojemu zdumieniu, mrok rozwiał się, nastało światło. Rozejrzałaś się gorączkowo w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie. Znajdowałaś się jakieś pięć metrów od najbliższego żołnierza. Jeźdźcy zbili się w kupę, co chwila wpadając na siebie nawzajem, zupełnie zdezorientowani. Jeden tylko wyglądał na opanowanego i pewnego siebie - dziesiętnik. Trzymał on wyciągniętą rękę, zupełnie tak, jakby rzucał czar. I wtedy zrozumiałaś.
- Chłopaki, brać ją! - ryknął, a wciąż nieco oszołomieni żołnierze ruszyli w twoją stronę po paru sekundach, gdy zrozumieli już, co się stało.
Offline
Wbiła pięty w bok konia, krzycząc tak, jak krzyczy się, gdy pogania się konia, i puściła się cwałem. Obracała się od czasu do czasu, rzucając energetyczną kulę w stronę ścigających ją żołnierzy. Po kilku minutach ponowiła także zaklęcie przyciemnienia. Włożyła w nie nieco więcej energii niż zwykle wiedząc, że zaklęcie wypiera zaklęcie.
Wiedziała, że gra na czas. Powinna być już na granicy, a jak ją przejedzie, to żołnierze Hirminii nie będą mogli jej tknąć.
Offline
Co jakiś czas słyszałaś krzyki i jęki za swoimi plecami, gdy energetyczne kule powalały goniących cię jeźdźców. Wydawało ci się, że zwycięstwo masz w garści, tym bardziej, kiedy ponownie zapadła ciemność, wywołana twoją magią.
- Oskerth, my tak dłużej nie możemy!
- Zamknąć się tam! Panuję nad sytuacją!
Usłyszałaś zaklęcie rozpraszające ciemność i znów nastało światło. Wrzasnęłaś, gdy spostrzegłaś, że cwałujesz prosto na drzewo. W ostatniej chwili udało ci się zakręcić, unikając zderzenia.
- Dessa! - ryknął dziesiętnik.
Wielka magiczna kula przemknęła tuż obok twojej głowy. Wstrzymałaś oddech, z przerażeniem wyobrażając sobie, co stałoby się z tobą, gdyby pocisk trafił. Odwróciłaś się błyskawicznie i cisnęłaś jeszcze jedną kulą w dziesiętnika, ten zaś własną magią zniszczył ją. Przyszło ci na myśl, że tak na dłuższą metę się nie da, że w końcu i tak któryś jego pocisk w ciebie trafi, nie można bez przerwy uciekać. Z drugiej strony granica była bardzo blisko...
Offline
- Błagam Cię, proszę, szybciej... - powiedziała do konia, po czym przestała nim kierować. Koń wie lepiej, gdzie może biec tak, by o nic nie zahaczyć i się nie przewrócić. W tym czasie postanowiła przerwać wysyłanie pojedynczych i małych kul. W czasie, w którym skoncentrowała ich około dziecięciu, uformowała jedną potężną i rzuciła nią nie w napastników, lecz tuż, o kilkadziesiąt centymetrów przed nimi. Konie powinny się wystraszyć, stanąć dęba czy się przewrócić. Granica! Gdzie ta cholerna granica?!
Offline
Potężna magiczna kula roztrzaskała się na drobne energetyczne kawałeczki, gdy uderzyła o ziemię tuż przed kopytami cwałujących koni. Usłyszałaś głośne rżenie, zdezorientowane konie przewracały się, biegły we wszystkie strony, wpadając na drzewa, skały, na siebie nawzajem lub po prostu przewracały się na ziemię. Jeźdźcy padali pod dziesiątkami końskich kopyt, miażdżeni przez ciężar ogierów. Krew lała się na boki.
Tych, którzy przeżyli, dobijałaś magicznymi kulami. W końcu ziemia wokół usłana była rozszarpanymi ludzkimi częściami, drgającymi w kałużach krwi. Tylko jedna osoba wciąż odbijała, niszczyła i omijała energetyczne kule, uśmiechając się szyderczo od ucha do ucha - wąsaty dziesiętnik.
- Ze mną nie jest tak prosto, plugawa dziewko - warknął. - Znaj to!
Błyskawicznym ruchem wyprostował ku tobie prawą rękę, krzycząc jakieś nieznane ci zaklęcie. Po chwili z jego palców wystrzelił lśniący, elektryzujący powietrze wokół piorun i pomknął ku tobie. Złośliwy, przerażający śmiech obijał ci się o uszy.
Jednak i tobie nie można było odmówić refleksu.
Offline