div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Administrator
Karczmarz odprowadził wzrokiem gościa opuszczającego karczmę i wolno odwrócił głowę w twoją stronę.
- Czy kursują? - powtórzył w zamyśleniu - Nie wiem... Może kupicie panie konia, albo dostaniecie się jakoś... magicznie?
Mężczyzna uśmiechnął się głupkowato jakby stwierdzając tym uśmiechem, że powiedział coś zupełnie irracjonalnego.
- Trzeba wam najlepiej spływem Tongi na sam dół a później na zachód jak w Styga strzelił!
Offline
Zaplanowała całą akcję już w sekundzie, w której wychodziła z chatki. Dokładnie, krok po kroku. Nic nie mogło zawieść...
Powoli zbliżyła się do Gospody, obserwując dokładnie kątem oka stajnie. Zobaczyła trzech strażników. Byli dość mocno zbudowani, lecz widać było, że to zwykli pijacy, a nie żadni wyszkoleni wojownicy. Powinno pójść gładko. Zauważyła, że przestępują niecierpliwie z nogi na nogę. Widocznie długo już tutaj stoją, znużeni pracą nie mogą doczekać się darmowego piwa czy flaszki.
Weszła do gospody. Speluna, jak wszystkie karczmy jakie znała. Nie rozglądając się za długo, podeszła do baru. Już wcześniej zadbała, by kilka guzików było odpowiednio odpiętych, by dekolt był widoczny poniżej linii przyzwoitości.
- Witaj, karczmarzu... - uśmiechnęła się, mrużąc lekko oczy. Oparła się o bar tak, by piersi o mało co nie wypadły na jego blat. - Chciałabym kupić butelkę rumu... - przygryzła wargę kokietując ruchem, głosem i wzrokiem mężczyznę.
**************************************
Wyszła z karczmy z butelką w dłoni. Było już ciemni, dlatego wystarczyło dać skok za róg karczmy i już nikt jej nie widział. Za to ona widziała wszystko doskonale. Zaklęcie widzenia w ciemności uruchamiało się już samo.
Odkorkowała butelkę i wlała do niej całą fiolkę specyfiku, który przygotowała dla Ziemowita. Rum powinien stłumić zapach wywaru. Dla pewności powąchała alkohol, po czym od razu się skrzywiła. Tak, rum pachniał jak złego gatunku rum. Nic dziwnego, że był taki tani.
Wyszła z cienia, kierując się w stronę strażników. Nie musiała wysilać się na uwodzicielski krok. Taki miała już w naturze.
- Witacie, panowie. Długo jeszcze będziecie tutaj tak stać... sami? - zapytała z uśmiechem na ustach, każdemu wpatrując się w oczy po kolei.
**************************************
Nie musiała długo czekać, aż trzy bezwładne ciała leżały przed stajniami. Nie była pewna, czy dawka była wystarczająco mocna, by ich serca zatrzymały się. Nie chciała ryzykować, mogliby ją później rozpoznać, a pobyt za kratkami nie uśmiechał się jej. Dlatego bez wahania zabrała im krótki sztylet. Po kilkunastu sekundach z każdego z ciał zaczęła wyciekać strużka czerwonej krwi, która błyszczała niebezpiecznie w blasku księżyca. Tak, towarzyszył jej od lat. Teraz także jej pomaga.
Musiała się teraz spieszyć. Szybko weszła do stajni, wywołując mały zamęt wśród koni. Nie miała dużego wyboru, stara klacz, za młody ogier, chuda szkapa... W końcu zauważyła na końcu stajni młodego gniadego czarnowłosego konia. Od razu ruszyła w jego stronę. Odwiązała wodze i spróbowała wejść na konia. Nie zachowała jednak przy tym odpowiedniej ostrożności, robiąc wszystko gwałtownie i nieprzyjaźnie. Zwierzę wystraszyło się i zrzuciło ją z grzbietu. Poczuła ból w ręce, nie mogła nią ruszać. Zapewne złamanie...
Usłyszała głosy dochodzące spod drzwi gospody. Jeśli zaraz stąd nie ucieknie, zostanie złapana. tym razem powoli przysunęła rękę do chrap konia, pogłaskała go, i wsiadła, szpecąc przyjaźnie. Udało jej się wsiąść na gniadosza. Wbiła lekko pięty w jego boki i ruszyła ku wyjściu. Musiała mocno napinać mięśnie ud, gdyż nie zdążyła założyć siodła. Czeka ją bolesna jazda na oklep...
Przebiegła przez krzyczący i wyklinający tłum. Nie wiedziała, czy ktoś się jej przyjrzał. Musiała więc uznać, że tak się właśnie stało. Nie może zapominać o ostrożności...
Offline