div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Administrator
Krajobraz wzdłuż tej długiej drogi cały czas się zmienia. Raz są to tereny całkowicie suche, bez żadnych roślin, raz zalesione z bogata fauną, raz podmokłe z rozmaita florą.
Pierwszy odcinek drogi jest kręty ciągnie się wzdłuż Zimnych Bagien i łatwo jest z niego zboczyć, jednak jest uważany za skrót. Nie jest to sympatyczne miejsce. Mokradła i las zajmują większość terenu. Mało jest tu wyznaczonych ścieżek, więc nie trudno o zimna kąpiel. Wody bagna też nie są zwykłe. Zamieszkują je duchy zatopionych w nich istot, które niekiedy mogą przyjmować postać cielesną. Podróżnicy często miewają w tym miejscu omamy, które powodują rozmaite opary, unoszące się w postaci wiecznej mgły nad powierzchnią wód i traw. Czegóż więc oczekiwać od tak przytulnego miejsca?
Drugim odcinkiem drogi jest rozrzedzający się z każdym kilometrem las. Tereny te są całkiem suche. Ogromne bogactwo fauny i floru daje o sobie znać na każdym korku. Można tu odnaleźć wiele ziół, ale także napotkać groźną zwierzynę. Odcinek ten jest najkrótszym z trzech. Przy silnych wiatrach można poczuć tu bagienne opary, lecz są ode słabsze niż na mokradłach, choć mogą również powodować omamy.
Trzeci odcinek to niemalże morze traw. Nie ma tu żadnej wody, ani drzew. Stając na jednym końcu rozległych łąk, można zobaczyć drugi. Teren ten jest zamieszkiwany przez Pilatusa Lindusa. Droga jest tu prosta i bez żadnych zakrętów.
Offline
Moderator
Thingol [c.d.]
- Hey! Biedny poróżniku! Woda z tego źródła zatruta jest! Szybko wykonać zadanie trzeba i po lekarstwo udać się! Nalej wody do bukłaka, aby odtrutkę znaleźć! Hey! Wodę z bagna omijać trzeba, choć mało kto do tego kwapi się! NIby piekna, czysta słodka. Pija ja każdy kto ja napotka. Lecz mój drogi przyjacielu, woda ta po przejściach wielu! Chodź za Tomem, on zna drogę, wyjdziesz z lasu nie tracąc czasu! - krzyczał wesoło Tom, po czym nabrał do swego bukłaka trochę wody, a po chwili raźnym krokiem ruszył przed siebie, ciagle spiewając.
Offline
Mieszkaniec
Zgodnie z tym co udało mi się dowiedzieć w karczmie, bynajmniej tak mnie się wydaje to ruszyłem na trakt na południe. Trzymałem się raczej jakieś dwanaście kroków od samego traktu, tak by iść mniej zauważalnym i szukałem kogokolwiek, kto mógłby zostawić wiadomość w tawernie. W końcu potrzebowałem szybko pieniędzy.
Offline
Szukałeś jakiś kwadrans, z coraz większą rezygnacją kręcąc się po krzakach i wypatrując kogokolwiek. Bez skutku. W pewnym momencie kątem oka spostrzegłeś jakiś ruch, lecz gdy tylko błyskawicznie odwróciłeś się w tamtą stronę, ujrzałeś jedynie zielone krzewy i pnie drzew.
Wtem, gdy już miałeś wracać z powrotem, zamarłeś, słysząc chrapliwy, pełen szyderstwa głos, dobiegający zza twoich pleców:
- No dobra, chłoptasiu, rączki do góry, kieszenie opróżnić.
Obejrzałeś się i ujrzałeś trzech zbójców w podeszłym wieku. Siwe, pomarszczone staruchy wyglądały na żebraków, które przez przypadek zdobyły broń i uważają się teraz za wojowników, napadając na samotnych wędrownych, wykorzystując metodę zaskoczenia oraz swą przewagę liczebną. W rękach dzierżyli myśliwskie noże. Jeden z nich, wyglądający na herszta, podszedł do ciebie i brutalnie pchnął cię na ziemię. Ukucnął obok, a ty poczułeś, mówiąc oględnie, niezbyt przyjemną woń niemytego ciała i dziurawych łachmanów, które nosił. Przyłożył ci ostrze do gardła, a swoim kompanom kazał opróżnić ci kieszenie. Nie minęła jednak sekunda, gdy usłyszałeś cichy świst i w następnej sekundzie dwóch zbójców padło trupem. Ich ciała na wylot przeszywały strzały. Herszt obejrzał się w panice, nie świadomie przy tym cofając rękę z nożem znad twojej krtani, a w następnym momencie i on dołączył do swych towarzyszy. Po paru sekundach ktoś podniósł cię na nogi i ujrzałeś elfa odzianego w zwiewny płaszcz. Na plecach zawieszony miał kołczan z bełtami, w ręce trzymał łuk. Był w podeszłym wieku, jego zmęczona twarz emanowała spokojem. Obejrzał cię od stóp do głów i po chwili zapytał cicho:
- W sprawie ogłoszenia? Wyglądasz mi na takiego.
// Dude, bynajmniej =/= przynajmniej
Offline
Mieszkaniec
Nie spodziewałem się aż takiego obrotu sprawy, zaskoczony przez takich trzech łachmytów? Tak nie może być! Pomyślałem to sobie, po czym dźwignąłem się sprawnie na nogi z pomocą elfa i zwróciłem ku przybyszowi, który przyszedł jakby znikąd i ocalił mój tyłek. Uśmiechnąłem się szeroko i w przyjaznym geście podniosłem do niego rękę, po czym rzekłem.
-Dziękuję ci przybyszu. Zapewne to ty zostawiłeś wiadomość w karczmie. Tak, przybyłem tu z tego powodu, na ogół sprawuję się lepiej, niż tym razem, nie mam pojęcia jak to wszystko się stało i nie zwróciło mojej uwagi.
Po tych słowach stałem obok niego, czekając, aż coś powie, albo dokądś mnie zaprowadzi.
Offline
Pokiwał głową w milczeniu, po czym zaczął bez słowa lustrować cię wzrokiem. Trwało to dobrą chwilę i zacząłeś się czuć niezręcznie. W końcu, ku twej uldze, westchnął i usiadł na trawie, gestem dając ci do zrozumienia, byś uczynił to samo.
- Chodzi o pewnego handlarza niewolników - przeszedł od razu do rzeczy. Potem nagle pokręcił głową. - Ech... Nie, to nie tak... Nie jestem zabójcą, który likwiduje ludzi, jak mu się nie podobają. Jestem zwykłym Elfem-Zwiadowcą. Poświęciłem swe życie na tropienie istot, bez których ten świat będzie lepszy. Mówię to u mordercach i innych tego typu plugawcach. Zabijam ich, dzięki temu oszczędzając cierpienia wielu stworzeniom. Ostatnio udało mi się wytropić znanego handlarza niewolników, niejakiego Rokva. Ma znajomości na całym świecie. Jak zapewne wiesz, handel żywym towarem jest zabroniony. Rokv, wraz ze swoim pomocnikiem, Heorsem, jest ścigany od dobrych paru lat, i wciąż nie udało się go złapać. Wymierzono sporą nagrodę za jego głowę, a ja... Upewniałem się długo i jestem teraz pewny - udało mi się namierzyć Rokva!
Przez chwilę był bardzo rozentuzjazmowany, lecz niemal od razu znów powrócił do ponurego, spokojnego wyrazu twarzy. Zrozumiałeś wtedy powagę sytuacji - wasz cel był do tej pory nieuchwytny i wszystko wskazywało na to, że nie łatwo będzie go obezwładnić. Ale wtem coś ci wpadło do głowy. A elf jakby czytał w twoich myślach, bo westchnął i rzekł:
- Zastanawiasz się pewnie, do czego jesteś potrzebny ty, przecież to tylko dwóch ludzi. Musisz jednak wiedzieć, iż obaj są fechtmistrzami, a do tego mają bardzo szybki refleks. Nikt nie wie, gdzie się tego nauczyli, jednak potrafią podejmować decyzje dwa razy szybciej niż my. Jeśli zabijemy jednego z nich, drugi w mgnieniu oka przeanalizuje całą sytuację i z pewnością uniknie mojej strzały, a wtedy zaatakuje mieczem. I tu przydasz się ty.
Przez chwilę milczał, gapiąc się w trawę. W końcu zapytał:
- Czy więc, zgodzisz się mi towarzyszyć? Oczywiście, zapłacę.
Offline
TIRVATAR:
- Czy ty też uważasz, że ten facet zrobił sobie z nas jaja? Kto w dzisiejszych czasach jeździ na takich koniach, co? - odezwał się chłopak, z wyraźnym oburzeniem w głosie. Jechał na Lordze, a obok niego kłusem poruszał się Regen. Nie musieliście trzymać koni, posłusznie podążały za wami.
- Założę się, że ślimak by go wyprzedził... - parsknął. Do Twoich uszu dotarł krzyk. Krzyk Nira. Drygnąłeś, gdy koń, na którym jechał chłopiec, ruszył jak strzała traktem przed siebie. Nie musiał nawet się zbytnio przemęczać, by przejść w galop. Nigdy, ale to nigdy nie widziałeś tak szybkiego konia.
- Doooooooooooobra! - krzyczał Niro. - Żarto-wałe-em! - próbował zatrzymać konia. Lord zwolnił, aż w końcu zatrzymał się. Pokiwał łbem i zarżał głośno. Zdawało Ci się, że pytał ,, Masz jeszcze jakieś wątpliwości?". Pozostałe trzy konie zarżały głośno, jakby śmiejąc się na głos.
Kicker, na którym jechałeś, obrócił lekko łeb i spojrzał na Ciebie jednym okiem. ,,Uwierzysz w nas, czy nie?" - pytał bezgłośnie.
Offline
Administrator
Żołnierz zaśmiał się perliście i popatrzył z rozbawieniem na chłopaka, który z trudem utrzymywał się w siodle.
- Chyba trochę nie doceniłem nasze rumaki - uśmiechnął się pobłażliwie i poklepał konia po łbie. Mam nadzieję, że będą równie wartko płynąć między drzewami lub skałami, gdy przyjdzie nam uciekać lub spieszyć się.
Nachylił się nad końskim łbem i lekko odgiął lewe ucho.
Nie pozwólcie nam zginąć - powiedział półgłosem, tak aby Niro słyszał.
Stracił już rachubę czasu, nie wiedział ile jechał, lecz nie obchodziło go to, mimo, że rzyć niemiłosiernie bolała od ciągłej jazdy, czuł dziwną satysfakcję.
Offline
Konik zarżał cicho. ,,Trzymajcie się nas, a nic wam się nie stanie." Dziwne... Przecież konie nie potrafią mówić! A ty byś przysiągł, że to właśnie przed chwilą rzekł.
Kontynuacja:http://www.everold.pun.pl/viewtopic.php?pid=1498#p1498
Offline