div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
No cóż, "wioska" to trochę zbyt duże słowo. Jest to bowiem w istocie rząd kilku zmarniałych, opuszczonych, walących się chat, ustawionych w środku puszczy. Trudno uwierzyć, że ktoś kiedyś tu mieszkał, bowiem od tamtego czasu zdążyło już nieźle zarosnąć.
Chaty ponoć kryją pewną tajemnicę. Według plotek, oczywiście tajemnicę straszną i przerażającą. Czy będziesz tym pierwszym, który odważy się zajrzeć do środka opuszczonych ruin? No dalej!
Offline
Zza ściany drzew, krzewów i kamieni wyłoniła się zakapturzona postać w białym, lśniącym płaszczu. Owy osobnik powoli przechadzał się w stronę opuszczonej wioski. Niczym specjalnym nie przyciągnięty tutaj, tak naprawdę natknął się na to miejsce przypadkiem. Teraz jednak, zaciekawiony widokiem zgliszcz, ruin i kto jeszcze wie czego, postanowił to zbadać, jak na prawdziwego łowcę przygód przystało. Nie zapomniał jednakże o podstawowych środkach ostrożności. Bo nie mógł przecież przewidzieć, na co mógł się tam natknąć. Chwycił łuk, wyciągnął z kołczanu strzałę, nałożył na cięciwę, a następnie napiął ją, kierując pocisk ku podłożu, by przypadkiem nie wystrzelił, poprzez jakiś odruchowy gest obronny. Spokojnym, bezszelestnym krokiem ruszył przed siebie, rozglądając się, czy nie ma w pobliżu kogokolwiek żywego. Z pozoru nie zanosiło się na to, bo wioska wyglądała na opuszczoną, od wielu wiosen, jednakże nie on jeden mógł tutaj przypadkiem trafić.
_________________
PS. Apeluję o deszcz! : D
_________________
Offline
Deszcz lunął nagle. Najpierw pierwsza kropla, która spadła ci na nos, a potem, dosłownie w pięć sekund, doszedł do stanu "leje jak z cebra". Po chwili byłeś już cały mokry, jednak nie przeszkadzało ci to i szedłeś uparcie dalej.
Nagle usłyszałeś jakiś głos. A może był to tylko szum deszczu? Zatrzymałeś się, nasłuchując, a głos odezwał się znowu. Chrapliwy, dobiegający z wnętrza najbliższej zrujnowanej chaty.
Gdy wszedłeś przez otwór, w którym kiedyś były drzwi, dostrzegłeś światło świec. Źródło głosu znajdowało się za rogiem. Zawahałeś się, jednak ostrożnie, powoli wychyliłeś głowę.
W walącym się, obrośniętym roślinnością korytarzu siedziało trzech orków i mamrotało coś między sobą. Jeden z nich trzymał jakiś zwój i najwyraźniej próbował czytać, jednak z tego co zauważyłeś, niezbyt mu to wychodziło. Obok stały dwie świece, blado migoczące w półmroku.
Jeden z orków, który akurat patrzył w twoją stronę, gdy się wychyliłeś, wytrzeszczył na ciebie oczy i ryknął:
- Intruz!
Błyskawicznie unieśli głowy. Wszyscy, prócz tego, który trzymał zwój, wstali, dobyli oręża i ruszyli na ciebie. Wiedziałeś, że nie zdołasz uciec, musisz walczyć.
Offline
Sam w sobie widok szarżujących orków przyprawiał o strach niejednego. Młodzian czuł, jak serce bije mu coraz mocniej. W pierwszej chwili zaparło mu dech w piersiach. Szybko jednak udało mu się opamiętać, przypomniał sobie w jakiej sytuacji aktualnie się znajduje. Z wyraźną determinacją w oczach spojrzał na bandę podstępnych kreatur. Wymierzył w pierwszego, celując w okolice golenia. Oddał pierwszy strzał, który miał zgodnie z "planem" Sariona przewrócić pierwszego. Zaraz dobył kolejnej strzały, nie dając szansy drugiemu orkowi na podejście, zaczął się cofać, celując w klatkę piersiową szarżującej bestii. Zaraz można było usłyszeć świst przelatującej strzały, która szyła przed siebie. Chłopak kątem oka zerknął, czy nie stoi za nim jakowaś przeszkoda, a następnie wzrok ponownie przeniósł na przeciwników. Wyciągnął z kołczanu kolejną strzałę, mierząc przed siebie. Zamierzał ją wystrzelić w tego, który pierwszy się nawinie na celownik. Wciąż pozostał przecie ork, który jeszcze chwilę temu nieudolnie starał się czytać zapiski ze zwoju.
Offline
Ork, w którego goleń wymierzyłeś strzałę, odbił bełt mieczem, wydając bojowy okrzyk. Serce skoczyło ci do gardła, gdy zobaczyłeś, że również druga strzała nie zraniła drugiego przeciwnika. Odbiła się od potężnego napierśnika orka, który zaśmiał się, wziął zamach i ciął w twoją stronę, rozcinając ci ramię. Padłeś na ziemię, krzycząc z bólu i dobywając dwóch krótkich mieczy. Byli zbyt blisko, byś mógł nadal walczyć bronią dystansową.
Offline
Sycząc z bólu czuł, jak wzbiera w nim gniew, adrenalina bierze górę, a wszystkie zmysły stają się jeszcze bardziej wyostrzone, niż przedtem. Starał się stłumić wszelakie emocje, wiedział, że nie może dać się im ponieść. Zebrał się w garść w miarę szybko, by zdążyć pomyśleć jeszcze, co dalej. Nie dając napastnikom czasu na reakcję, przeturlał się poza zasięg ich broni, by móc swobodnie wstać. Zacisnął zęby, spoglądając na obu agresorów. Wnet bez żadnego ostrzeżenia wykonał wypad w przód, połączony z pchnięciem obu mieczy, celując w brzuch jednej z bestii. Wydał przy tym z siebie coś, jakby połączenie jęku ze stęknięciem. Między jednym ciosem, a drugim zrobił odstęp, by zaskoczyć go, gdy ten będzie parował atak. Następnie instynktownie odskoczył w bok, gdyby drugi z orków zamierzał dorzucić coś od siebie. Chwycił mocniej rękojeści obu mieczy, a następnie zgrabnym ruchem odepchnął się od przeciwnika.
Offline
Wyprowadziłeś fintę, atakując orka krótką sinistrą, a gdy ten, szczerząc żółte kły, sparował cios, ciąłeś błyskawicznie z drugiej strony, rozcinając mu bok. Przeciwnik zawył z bólu, krew trysnęła na posadzkę, osunął się na kolano. Wtedy zaatakował drugi, robiąc szybki półpiruet i napierając na ciebie z góry, a gdy ty zamachnąłeś się, by odbić cios, pierwszy ork niespodziewanie zaatakował dexterem. Odskoczyłeś w bok, unikając ciosu, po czym skontrowałeś go, napierając na pierwszego orka serią szybkich ciosów. Drugi zrobił wówczas wypad w twoją stronę i ciął zza głowy, a gdy ty sparowałeś cios, pierwszy błyskawicznie zaatakował. Czując, jak ciepła posoka spływa ci w dół brzucha, padłeś na kolana, łapiąc się za pierś. Orkowie wydali okrzyk bojowy.
Offline
Klęcząc wypuścił broń z lewej ręki i chwycił się za krwawiącą pierś. Zakasłał tylko, patrząc to na jednego, to na drugiego napastnika. Wstał na jedno kolano, zaciskając rękojeść miecza i z szyderczym uśmiechem przekręcił lekko głowę na bok.
-Egh... -wycedził przez zaciśnięte zęby. -Cco? Podłe... ekhe...! bestie. Boicie się podejść pojedynczo, tchórzliwe psy? Nie pokonacie mnie. Nnnigdy... Argh... Nnie rrozumiec...ie? - podniósł z ziemi drugie ostrze, a następnie wstał. Wyprostował głowę, a następnie ponownie odkaszlnął. Przez krótką chwilę starał się wyrównać oddech, aby zaraz móc rzucić się na napastników w rozpaczliwy bój. Po raz kolejny zdecydował się zaatakować bardziej osłabionego walką orka. Po raz kolejny ruszył z krótkim wypadem, tym razem ostrza szły prosto, skierowane nieco wyżej, bo w klatkę piersiową. Bez względu na wynik, chłopak niespodzianie rzucił jednym z mieczy w drugiego orka. To z pewnością zaskoczyło obu napastników. Młodzik uśmiechnął się tylko arogancko, a następnie ponownie skierował zimny, bezlitosny wzrok w stronę pierwszego zaatakowanego potwora. Szybkim ruchem uderzył go z otwartej ręki, celując w okolice szyi, uprzednio wysuwając ukryte ostrze. To się nazywa as w rękawie!
Offline
Ork, jęcząc i trzymając się za krwawiący bok, był zbyt słaby, by wystarczająco szybko zrobić unik. Ostrze wbiło mu się w odsłoniętą krtań, krew buchnęła, zalewając posadzkę i plamiąc twój skórzany napierśnik, wzór przedstawiający ptaka. Ork zacharczał dziko i osunął się na ziemię, trzymając się za szyję.
Tymczasem drugi, który uniknął ciosu lecącego w jego stronę miecza, zawył z wściekłości i rzucił się na ciebie, w szale napierając ze wszystkich sił, wywijając bronią naprawdę sprawnie i powoli przełamując twoją obronę. Cofałeś się, a on wciąż napierał, oczami pełnymi nienawiści śledząc ruchy swojego miecza, zaciskając dłoń na rękojeści tak mocno, że aż pobielała. Wiedziałeś, że gniew zgubi go, że emocje są jego słabą stroną, nie pozwolą mu się opanować. Zrobiłeś szybki zwrot, odskoczyłeś na bok, po czym ciąłeś go z prawej strony i zasłoniłeś się paradą, po czym sinistrą przełamałeś jego gardę i okazałą bastllerą powaliłeś go na ziemię.
Pozostał jeszcze trzeci ork, który, o dziwo, nie zwracał na ciebie uwagi. Uniósł tylko na chwilę głowę, zlustrował dygoczące ciała orków i znów powrócił do lektury tajemniczego zwoju.
Sarion otrzymuje 40 PD za zabicie dwóch Orków.
Offline
Zmęczony ponownie chwycił za krwawiące ramię, spoglądając na ostatniego orka. Doczłapał do leżącego łuku, chwycił go, biorąc również strzałę. Nałożył strzałę i napiął cięciwę, powoli zbliżając się do orka. Przystanął, mierząc w niego.
-Hm... Nie wiem... - przemówił, spoglądając na bestię. -Ale chyba zdajesz sobie sprawę, że nie masz większych szans? - chwila ciszy. -Nie? Jaka szkoda.
Na to wypuścił strzałę w kierunku "uczonego" orka, jeśli można to tak nazwać. Na to wyciągnął kolejną strzałę i po raz kolejny wymierzył w stronę potwora.
Offline
Ork zawył z bólu, gdy strzała przeszyła mu pierś. Jednak ork nie był orkiem. Zamrugałeś kilka razy oczami, gdy spostrzegłeś, że tam, gdzie siedział, męcząc się nad zwojem, ork, siedzi teraz, męcząc się nad zwojem, człowiek, odziany w szaty charakterystyczne dla szat uczonych i z okularami osadzonymi nisko na długim nosie.
- Panie, do cholery - zaskrzeczał. - Nie trzeba tak od razu z łukiem. Jam nasz! Człowiek!
Uniósł ręce w geście obronnym.
- Nie strzelaj pan! Ech... Już wszystko wyjaśniam. Ach... Och... Ten zwój... - skrzywił się z bólu. - Znalazłem go tu kiedyś... Ale przepędziły mnie te plugastwa, orki... Więc ja ich podstępem... Wypiłem eliksir i zamieniłem się w orka, kazałem im pilnować, gdy ja będę rozszyfrowywał zwój... Wtedy pojawiłeś się ty, i... I... I strzelasz do mnie z tego cholernego łuku, psiajucha! Chyba umieram...
- Zaraz zerżnę to plugastwo!
Obejrzałeś się. Za tobą stał wielki, masywny ork, wyglądający na ważniejszego od tamtych dwóch. I bardzo zdenerwowanego. Okuty w stal, trzymał w ręce ogromny topór. I szedł w twoją stronę.
Offline