div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Gdy to mężczyzna odsunął nieco twarz, ona spojrzała mu swoimi lekko przymrużonymi oczyma prosto w oczy, jakby chcąc zbadać, co mężczyzna chce właściwie zrobić, co planuje. Co prawda, lubiła całować mężczyzn, mogłaby całować każdego napotkanego, co właściwie w większości przypadków robiła...
Przygryzła nerwowo wargi, coś jej tutaj nie grało tak, jak trzeba.
- Co chcesz zrobić? - zapytała szeptem, lustrując twarz mężczyzny i wyszukując na niej choć najmniejszego śladu czegokolwiek.
Offline
Uśmiechnąłem się słabo.
- A co mam robić? - odpowiedziałem pytaniem, po czym ponownie ją pocałowałem, tym razem delikatniej i mniej gwałtownie. Następnie zrzuciłem z siebie płaszcz podróżny i obdarzyłem ją uśmiechem.
- Cóż, ma pani, chyba nie masz wyboru... - szepnąłem jej do ucha, powoli zsuwając płaszcz z jej ramion, i bawiąc się jej ustami. Gdy okrycie opadło na ziemię, jedną ręką objąłem ją w biodrze, drugą począłem przeczesywać jej włosy. Mimo gwałtowności zdarzenia byłem bardzo delikatny. Po raz pierwszy od śmierci rodziców poczułem się wniebowzięty.
Tymczasem księżyc świecił nad nami, niczym bierny obserwator, wierny towarzysz, czuły opiekun.
Offline
Czuła się sparaliżowana. Nie chciała kochać się z tym mężczyzną, nie z tym, który potrafił ją zrozumieć, poznać prawdziwą moc Nocy i uszanować ją. Nawałnica emocji i mieszanych uczuć sprawiła, że w jej oczach pojawiły się łzy, żadna jednak z nich nie odważyła się spłynąć po jej polikach. Minęło kilka chwil, zanim obudziła się z tego upiornego snu na jawie.
Jeden kącik jej ust uniósł się lekko wykrzywiając jej usta w tajemniczym i zadziornym uśmieszku.
- Zostaw mnie. - powiedziała twardo, nie opierając się jednak delikatnym pieszczotom mężczyzny. Bowiem kultura wymaga, by najpierw ostrzec, dopiero później atakować lub się bronić...
Offline
Zatrzymałem się, jak porażony piorunem, moje oczy rozszerzyły się. Puściłem ją.
- Błagam o wybaczenie. - Schyliłem głowę, niczym małe dziecko przyłapane na robieniu czegoś złego. - Ja... - Sam byłem zdziwiony tym, co robię, pewnie dużo bardziej, niż ona. - Straciłem panowanie nad sobą. Po raz pierwszy, odkąd pamiętam, zachowuję się jak w transie wobec dziewczyny, ja... - Spojrzałem na jej twarz. - Zauroczyłaś mnie. Nie będę kłamać, zauroczyłaś mnie. Lecz, jak sądzę, ty żywisz wobec mnie inne uczucia i...
Westchnąłem. Co się ze mną dzieje?! Rzeczywiście nigdy nie zrobiłem czegoś takiego bez pozwolenia drugiej osoby.
- I co ja mam teraz zrobić? Jak mam odpłacić za coś takiego?
Offline
Odetchnęła z ulgą, gdy to mężczyzna uwolnił ją od namiętnego uścisku. Cieszyła się, że nie będzie musiała się bronić i uciekać. Nigdy tego nie lubiła. Wiedziała, że nic by się jej nie stało. Była wszakże pod opieką Księżyca i Nocy, dlatego czuła się bezpieczniej niż kiedykolwiek.
Spojrzała w oczy mężczyźnie z przyjaznym uśmiechem. Przysunęła się do niego i przyłożyła swoją dłoń do jego policzka, głaszcząc ją delikatnie.
- Zapomnijmy o tym. - powiedział łagodnym głosem, uśmiechając się kojąco. - Czy zechcesz mi dalej towarzyszyć podczas mojego dzisiejszego spaceru? - zapytała, nie odsuwając dłoni z jego policzka.
Offline
Z trudem powstrzymałem opadnięcie szczęki. Po tym wszystkim ona prosi mnie, bym towarzyszył jej w dalszej wędrówce?! Po tym, jak o mało co nie doprowadziłem do gwałtu? Rzeczywiście nie byłem wówczas sobą, byłem w transie, niczym zahipnotyzowany i nie kłamałem, tak twierdząc. Gdyby nie ona...
- Je... Jeśli chcesz - wymamrotałem. - Ale... - Cofnąłem się o krok. - A co, jeśli znów stracę nad sobą panowanie? Jestem niebezpieczny, choć do tej pory sam tego nie wiedziałem.
Niewidzialna siła, której nie można się oprzeć, uniosła mą głowę do góry tak, bym spojrzał na księżyc. Wpatrywałem się w niego przez chwilę, lecz nie widziałem w nim nic... Jakby zachowywał kamienną twarz.
Ostatnio edytowany przez Darton (29-01-11 20:28:35)
Offline
Jej ręka, która dotykała Twojego policzka, opadła powoli i ułożyła się wzdłuż jej tułowia. Zobaczyłeś na jej twarzy delikatny, nieśmiały i niewinny uśmiech.
- Ufam Ci... - powiedziała spokojnie i podobnie jak Ty uniosła twarz, spoglądając na księżyc. Wiedziała, że uśmiecha się do niej przyjaźnie. Wiedziała także, że dopóki to on jest na niebie, nic złego jej nie grozi. Przeniosła wzrok na twarz mężczyzny, z ustami ułożonymi w nieco złośliwy uśmiech.
- Widzisz coś, patrząc na niego? - zapytała się z nieukrywaną ciekawością.
Offline
Przez chwilę wpatrywałem się w bladą tarczę.
- Teraz? - zapytałem dziarsko, zupełnie jakby zapominając o całym wydarzeniu. Lecz w duchu tak naprawdę wciąż bałem się, że ponownie coś wyższego zawładnie mym ciałem i mogę zrobić coś, czego będę żałował do końca życia. - Nic. Pustka. Chyba się obraził - powiedziałem z lekkim rozbawieniem, wciąż nie opuszczając głowy. - Ale zaraz!... - rzekłem dramatycznie, pozwalając, by kolejne kilka sekund wypełniła cisza. - Nie, jednak nie.
Spojrzałem na dziewczynę z uśmiechem. Chyba po raz pierwszy, odkąd ją ujrzałem, uśmiechnąłem się jak przyjaciel do przyjaciela, nie jak do kochanki. Chwilę później podniosłem z ziemi jej płaszcz i nałożyłem jej na ramiona, następnie to samo uczyniłem z moim.
- A więc chodźmy.
Offline
Zaśmiała się rozbawiona nagłym olśnieniem, które zakończyło się klapą. Cóż, zawsze warto było spróbować.
- Wiesz, znam takie piękne miejsce. Ruiny Zamku... - powiedziała wesoło, wkładając Ci swoją rękę pod ramię i przytulając się do Ciebie z dziecinnym uśmiechem.
- Powinno to być niedaleko... Bodajże w tamtą stronę... - powiedziała z niepewnością wskazując kierunek palcem.
- Albo w tamtą... - przesunęła palec w przeciwny kierunek, a na jej twarzy widać było rozbawienie. - Cóż, mamy całą noc! Najwyżej zgubimy się w pełnym krwiożerczych bestii ciemnym lesie!
Offline
- Ruiny Zamku... - mruknąłem zamyślonym tonem, patrząc gdzieś w dal. - Dobrze, nie znam tutejszych okolic.
Wsunąłem swą rękę pod jej ramię i ruszyłem powoli w stronę drzew i krzaków. Czułem się prawie tak dobrze, jak wcześniej. Ale gdzieś tam, głęboko, pomiędzy światłem szczęścia i błogiego spokoju, gdzieś w kącie ukrył się żal, ból, za to, co jej zrobiłem.
- Jak się zgubimy, będzie na ciebie - dodałem szeptem akurat wtedy, gdy wkraczaliśmy w ciemny bór.
Offline
Przyszła nad jezioro. W karczmie mogliby znaleźć u niej to, czego znaleźć nie powinni. A to nie skończyłoby się dobrze. Czuła już, że alkohol lekko mrowi jej myśli. Zaczął w końcu działać. Nie czekając nawet na mężczyznę z karczmy usiadła przy brzegu jeziora i wyciągnęła to, czego w karczmie wyciągnąć nie mogła - ukradła zza lady dwie butelki gorzałki. Niecierpliwiąc się już, gdy tylko jej siedzenie dotknęło ziemi, odkorkowała jedną z butelek i pociągnęła duży łyk wódki. Westchnęła z ulgą i przymknęła oczy. Jeszcze był dzień, jeszcze księżyc jej nie widział, mogła spokojnie pić. Pod jego wzrokiem nigdy by tego nie zrobiła, a na razie nie przejmowała się, że za kilka godzin on na nią zerknie.
Offline
Podążałem za nią cały czas. Gdy usiadła, zrobiłem to samo, usadawiając się obok niej.
- Mogę? - zapytałem, i nie czekając na odpowiedź, pociągnąłem łyk gorzałki. - Ach, dobra... Miło czuć, jak wilży gardło...
Spojrzałem ku niebu i szybko odwróciłem wzrok, gdy oślepiło mnie słońce.
- Hm, nie lubisz dnia, co? - podjąłem rozmowę. - Ja tam lubię, jak widzę, czy to, co przed chwilą zdeptałem, to patyk, czy głowa śpiącego i niebezpiecznego zwierzęcia. No, ale księżyc też jest fajny.
Westchnąłem.
- Umiesz walczyć? To znaczy... - poprawiłem się szybko. - Mieczem. Bo co do magii, to już byłem świadkiem, i, oj, mówię ci, nie chcę poczuć tego na własnej skórze.
Offline
- Walczyć? - wyrwała butelkę z rąk Dartona. - W sumie kilka razy chciałam się nauczyć, ale wszyscy traktowali to jako moje zaloty... - znowu pociągnęła łyk. - Kiedyś może spróbuję, nie sądzę jednak, by to mi wychodziło. jestem słaba fizycznie. Chyba, że sztylety i skrytobójstwo... - pociągnęła łyk. - Może kiedyś... teraz jednak myślę o tym, czy będę w stanie myśleć, jak już opróżnię te butelki. - znowu uniosła butelkę od ust i pociągnęła cztery wielkie łyki. Gdy odsunęła butelkę od warg, otarła je dłonią i wbiła wzrok w ziemię. - Chyba już zaczyna działać... - dodała z ulgą w głosie.
Offline
Spojrzałem do wnętrza butelki i skrzywiłem się, widząc, ile zostało. Wychyliłem resztę w paru łykach, po czym odstawiłem butelkę na ziemię.
- Dobre... - wyszeptałem podekscytowanym głosem. - Hm, skrytobójstwo mówisz? Akurat to jest jedna z rzeczy, które bardzo lubię. Jako najemnik, często się tym posługuję. Oczywiście jednak umiem również się fechtować, a jak.
Wstałem, otrzepałem się z piachu i podniosłem za łokieć Lunę, po czym poklepałem ją po plecach.
- Chodź, przejdźmy się. Co będziesz siedzieć i gapić się w trawę.
Offline
- Nie ma mowy! Nie mam ochoty na romantyczne spacery! Po za tym została jeszcze jedna butelka! - powiedziała i natychmiast usiadła. Kilkoma łykami wypiła jedną trzecią butelki, skrzywiła się i znowu wzięła kilka łyków. Tak, teraz już naprawdę alkohol zaczyna działać! Czuła już gorąco w całym ciele. Wiedziała też, że nie mogłaby ustać prosto na nogach, a gdzie mowa o spacerach! Wzięła jeszcze jeden łyk.
- Chcesz? - zapytała wyciągając butelkę w stronę Dartona. - Dla mnie chyba już starczy... Parę minut i powinno być po mnie, a przynajmniej koniec z moją myślącą połową. - Spojrzała w oczy mężczyzny. - Powiedz mi jeszcze, że nie chcesz tego wykorzystać, co?
Offline