div#facebook { position: fixed; right: 10px; top: 10px; width: 32px; }
Moderator
Zwykły, prosty szary budynek, niepasujący do tej okolicy, wybudowany na planie prostokąta. Nie byłoby w nim nic niezwykłego oprócz tego, że zawsze znajdzie się tu pomoc medyczną. Złamania, skręcenia pierwszego, czy drugiego stopnia, otarcia, stłuczenia, krwotoki w tym miejscy zawsze znajdzie się ktoś skory do pomocy. Można dostać tu też porady medyczne na dany temat. I to wszystko bez jakichkolwiek kosztów. Bo przecież darmowa opieka medyczna jest prawem każdego obywatela.
Offline
Szybkim krokiem wszedłem do szarego budynku szpitala. Zdrową ręką dalej ostrożnie oczyszczałem strój z pyłu, który także uwziął się na mój nos. Cholera jasna! - pomyślałem podczas jednego z kichnięć. Rozejrzałem się po wnętrzu ośrodka opieki medycznej Nerdii. Mam tylko nadzieję, że szybko mnie ktoś przyjmie... Podszedłem do czegoś w rodzaju recepcji i zadałem pytanie do osoby siedzącej za biurkiem:
- Przepraszam bardzo. Fatalne zrządzenie losu paskudnie złamało mi rękę. Kość mi widać. Czy mógłbym liczyć na czyjąś szybką pomoc? - Skrzywiłem się z bólu nie udając spokojnej, niewzruszonej postawy. Postanowiłem nie mówić prawdy o fatalnym eliksirze wybuchowym, który obrócił w proch i cholerny pył pracownię alchemiczki.
Offline
Moderator
Oczom Algiriona ukazał się stary, schorowany starzec, któremu dość sporo czasu zajęło podejście trzech metrów do okienka recepcji.
- Och, och... - spał, lecz po chwili przemówił - Dziecko drogie! Cóż Ty wiesz o życiu! To tylko draśnięcie! Kiedyś, gdy walczyłem na wschodnim froncie, złamałem dwie nogi. Do dzisiaj czuję tego skutki. To było d trzydzieści lat temu, kiedy miałem jeszcze sześćdziesiąt lat. Byłem generałem. Byłem generałem wojsk północy, lecz musieliśmy zasilić szeregi wschodnie, gdyż linia defensywna słabła z każdym dniem. Moja armia wyruszyła z północy na wchód. Szliśmy około tygodnia. Droga była wyczerpująca i niesamowicie trudna. Skały, piach, mało wody i pożywienia. Gdy doszliśmy na wschodni front, naszych przyjaciół nie zostało wiele. Tylko garstka ich została! Moje wojsko ostatkiem sił rzuciła się do odparcia ataku i udało nam się. Lecz wielu przypłaciła za to życiem, inni kontuzjami, a jeszcze inni strata przyjaciela. Tak. Co to dziecko wiesz o życiu! - Teraz słuchaj uważnie. Idź prosto tym korytarzem, a lekarz się Tobą zajmie. Tylko zapukaj głośno do drzwi po prawej stronie na końcu korytarza. Doktor nie jest pierwszej wiosny.
Offline
Słuchałem w zamyśleniu opowieści, po czym ukłoniłem się głęboko starcowi. Stwierdziłem, że należy mu się szacunek.
- Przepraszam generale. Nie spodziewałem się, że ktoś dalej przeżywa wojnę, tak jak mój świętej pamięci pradziadek. On stracił ukochaną, moją prababcię. - stwierdziłem to, co słyszałem od ojca. - Jednakże ja jeszcze młody jestem, więc mam szansę się wykazać. Ale żołnierz bez ręki nie jest żołnierzem. Dziękuję za ciekawą historię. Możliwe, że po kuracji wrócę do pana z prośbą o opowieść o wojnie. Jestem Algirion. - ukłoniłem się znów. - Do widzenia generale. - powiedziałem na pożegnanie i ruszyłem korytarzem. Kiedy doszedłem do końca, zapukałem mocno do drzwi po prawej. Jeśli usłyszę zaproszenie do środka, przekroczę próg drzwi i przedstawię się oraz moją sytuację zdrowotną lekarzowi. Jeśli zaś będę musiał czekać, poczekam.
Offline
Moderator
Algirion usłyszał powolne kroki, a następnie drzwi powoli się uchyliły. Stanęła w nich stara kobieta, prawdopodobnie jeszcze starsza od generała. Uśmiechnęła się serdecznie i słabym głosem zwróciła się do mężczyzny:
- Proszę, wejdź mój kochaneczku i mów od razu, co ci dolega. Ze wzrokiem już u mnie nie jest dobrze. R reszta tak samo jak ze słuchem. A i już siły nie te! Oj moja stare kości, stare kości - po tych słowach odwróciła się i ruszyła w stronę starego, zniszczonego biurka.
Offline
Uśmiechnąłem się serdecznie przez ból do kobiety. Czyli to jednak prawda, że młodzi lekarze wyjeżdżają z miasta... Usiadłem przy biurku, po czym okazałem złamanie pani doktor. Kątem oka stwierdziłem, że pomimo stopnia zniszczenia mebla, był on wykonany niegdyś pięknie i solidnie. Starałem się mówić głośno i wyraźnie.
- Złamanie nastąpiło poprzez uderzenie fragmentem ściany, który dziwnym sposobem zranił mnie pomimo naręczaków. Próbowałem powstrzymać krwawienie za pomocą swych skromnych umiejętności oraz kawałka tkaniny. Mam więc ogromną prośbę: niech pani uleczy moją rękę. - Jeszcze chwila i zostanę obwoływaczem. Wielu heroldów przez przyzwyczajenie ciągle mówi urzędowym tonem. Grzecznie czekałem na dalsze instrukcje staruszki.
Offline
Moderator
Kobieta spojrzała na złamane ramię. Faktycznie, wyglądało fatalnie. 'Dlaczego ten idiota nie przyszedł od razu do szpitala, tylko próbowała coś sam kombinować?' myślała z oburzeniem staruszka, gdyż dobrze zdawała sobie sprawę, że krwinki produkowane przez szpik i prosto z niego wydostające się do krwi mogły stwarzają zagrożenie zarówno dla zdrowia jak i dla życia poszkodowanego.
- Dobrze kochaneczku. Już ci ją nastawiam - powiedziała staruszko i podeszła do Algiriona.
Chwyciła go za złamaną rękę, przyjrzała się jej, po czym złapała je drugą dłonią. Szarpnęła mocno kość ramieniową i promieniową mężczyzny i przekręciła. Pacjent poczuł niesamowicie okropny i silny ból, lecz kobieta o to nie dbała. Prosił ją o pomoc, nie wspomniał, że ma być jak najmniej bezbolesna. Kobieta następnie odwróciła się od Algiriona i udała w stronę wielkiej, starej szafy. Gdy do niej dotarła otworzyła ją i wyciągnęła z niej stertę płóciennych szmatek, fiolkę z dziwnym fioletowym płynem oraz dużą miskę z gęsta białą cieczą. Podeszła z tym całym sprzętem do biurka, położyła go na nim i rzekła do mężczyzny, podając mu fiolkę:
- To powinno uśmierzyć ból, więc śmiało wypij. Teraz będę musiała usztywnić tobie bark i rękę, więc się nie ruszaj.
Staruszka powoli zabrała się do pracy począć szmatki w misce i okładając nimi poszkodowane miejsce. Materiał pod wpływem cieczy z miski z każdą chwilą stawał się coraz twardszy. Kobieta nie robił praktycznie w pracy żadnych przerw. W końcu w życiu już dużo sobie odpoczęła.
Offline
Uśmiechnąłem się, gdy staruszka postanowiła mi pomóc, lecz ból, który chwilę później targnął moim ciałem, szybko przekształcił uśmiech w grymas. Kiedy kobieta odwróciła się do szafy, przez sekundę odzyskałem zdolność do myślenia. Przynajmniej będzie to solidne. - pomyślałem. Bolesna kuracja jest nierzadko lepsza od spokojnego leczenia. Gdy otrzymałem płyn i usłyszałem polecenia, bez namysłu wypiłem do dna zawartość flakonika i znieruchomiałem. Westchnąłem z ulgą. W celu wypełnienia sobie czasu oraz zignorowania fal obezwładniającego bólu, który jakby nieco zelżał, zamknąłem oczy i zacząłem przypominać sobie wszystkie komponenty, których legendarny kowal Gyrall użył do wykucia młota Gurnuga. Ciekawe w jaki sposób niby się ludzie dowiedzieli o budowie tego młota... Ale z pewnością to tylko legenda, gdyż żaden rozumny kowal nie użyłby głowy kota jako głowni.
Offline
Moderator
Kobieta skończyła pracę. Mocno przyklepała na koniec szmatki o zwróciła się do mężczyzny:
- To już wszystko. Możesz kochaneczku już iść. Proszę się jeszcze tylko zgłosić na wizytę za dwa tygodnie, w celu ściągnięcia usztywnienia. PO tym czasie do ręki powinny wrócić siły. NO już! Uciekaj kochaneczku! Jestem zmęczona i chce spać! - krzyknęła na koniec i zniknęła w bocznych drzwiach.
Offline
Podziękowałem serdecznie, po czym najszybciej i najbezpieczniej, jak mogłem, czmychnąłem za drzwi na korytarz. Muszę znaleźć coś do pisania i pergamin, by odznaczać dni, które pozostały do ściągnięcia usztywnienia. Czasem poważne sprawy wylatują z głowy... Po drodze do drzwi wyjściowych ukłoniłem się staremu generałowi. Kiedy bylem już pod otwartym niebem, ruszyłem do karczmy. Tam przynajmniej zawsze coś się dzieje, a i pokój można wynająć. No i istnieje możliwość porozmawiania z bywalcami...
Karczma
Offline
Nikt jej nie gonił. Zresztą, raz po drodze użyła zaklęcia przyciemnienia, więc jeśli już ktoś gonił, to na pewno zgubił. Szpital był na drugim krańcu miasta, więc informacja o zabójczyni nie powinna rozbiec się aż tak szybko, szczególnie, że zapadła już noc. Sophie zeskoczyła z konia, po czym przywiązała go do pobliskiego płotu.
Weszła do szpitala. Od razu rozpoznała lekarza. Dziwne, zawsze chodzili w długich białych kitlach...
- Szczęść Boże! - uśmiechnęła się smutno, ale wzbudzając współczucie. - Boli mnie ręką, myślę, że to złamanie. czy mógłby pan spojrzeć? - wysunęła powoli rękę z rękawa. Koszula miała taką zaletę, że można było ją od góry odpiąć i zsunąć z jednej ręki. - Naprawdę boli... - westchnęła, krzywiąc się z bólu.
Offline
Lekko podpity medyk podszedł do ciebie i zaczął oglądać twoją rękę niejednokrotnie sprawiając ci ból.
- Cóż ręka złamana moje dziecko, ale nie bój się zaraz coś z tym zrobimy. Mmm... a jakie ty masz piękne piersi je też trzeba zbadać, ale o potem. - Udał się po niezbędne rzeczy do nałożenia gipsu i wrócił do ciebie przewracając się przy okazji.
- Dobrze... To chyba szło jakoś tak... A może jednak tak? A już pamiętam. - Po kilku próbach wreszcie udało mu się nałożyć gips na twoją złamaną rękę. Uśmiechnął się do ciebie po czym położył głowę w twoich piersiach i zasnął.
Umiejętności: Walka dwoma mieczami (poziom: podstawowy), obrona dwoma mieczami (poziom: podstawowy), kocia zwinność, skradanie się, pisanie i czytanie.
Ekwipunek:
Sakiewka: 140 zm
Uzbrojenie:
* Dwa zdobione miecze wykonane z bardzo rzadkiej i niebywale twardej stali
* Napierśnik z utwardzonej skóry Turoka
* Skórzane ochraniacze na nadgarstki
* Skórzane buty
* Materiałowe spodnie (Ciężko określić co to za materiał)
* Długi ciemnobrązowy płaszcz z kapturem
Wyposażenie dodatkowe:
* Ciemnobrązowy koń imieniem Brego
* hubka i krzesiwo
* naszyjnik Veltari
Osiągnięcia:
Offline
Uśmiechnęła się. Tak, takich ludzi lubiła. Gdyby nie zabiła przed chwilą trzech mężczyzn i gdyby nie uciekała, to zapewne obudziłaby go, by wypić z nim kilka kieliszków. Tymczasem doprowadziła lekarza do łóżka, położyła go na nie i pocałowała w czoło. Któż by pomyślał, że jej ręce splamione są krwią? Wystający rękaw koszuli wepchała pod spód, by nie dyndał beztrosko. Miała już wyjść ze szpitala, gdy cofnęła się do szafeczki na kółkach. Znalazła w niej dwa bandaże, małą butelkę czystego alkoholu i maleńki, ostry jak brzytwa składany nożyk. Upchała to wszystko do starego worka leżącego przy jednym z pacjentów. Wyszła.
Umęczyła się, by wejść na konia. W końcu jakoś wskoczyła na niego z płotu. Po kilkunastu minutach była już poza murami miasta.
Offline